Niezbyt
racjonalny spór w racjonalnym świecie
Paul Shankman, The Trashing of Margaret Mead, The University of Wisconsin Press,
2009
Here were more than a thousand top-level cops telling
each other “we must come to terms with the drug culture,” but they had no idea
where to start. They couldn’t even find the goddamn thing. There were rumors in
the hallways that maybe the Mafia was behind it. Or perhaps the Beatles. At one
point somebody in the audience asked Bloomquist if he thought Margaret Mead’s “strange
behavior,” of late, might possibly be explained by a private marijuana
addiction.
“I really don’t know,” Bloomquist replied. “But at her
age, if she did smoke grass, she’d have one hell of a trip.” The audience
roared with laughter at this remark.[1]
Czego
właściwie chciał Dr. Bloomquist (czy jak chce wikiquote - Bumquist[2])
od Margaret Mead do końca nie wiadomo. Zapewne ma to związek z faktem, że była
ona nietuzinkowym człowiekiem i przez pięćdziesiąt lat swojej naukowej kariery
często i chętnie zabierała publicznie głos w wielu, często kontrowersyjnych,
tematach. W roku 1969 zeznawała przed Kongresem Stanów Zjednoczonych w sprawach
związanych z narkotykami i, mimo, że poruszyła wiele innych tematów, opinia
publiczna zapamiętała jedno – Mead opowiedziała się za legalizacją marihuany[3].
To musiało jej przysporzyć wielu wrogów. Nie tylko zmyślonych, jak Dr.
Bumquist, ale i najprawdziwszych jak np. ówczesny gubernator Florydy, Claude
Kirk, który obdarzył ja epitetem najlepiej chyba brzmiącym w oryginale – „dirty
old lady”[4].
Jednak
ani Bumquist ani Kirk nie mieli szans zostać największym zmartwieniem Margaret
Mead. Mógłby nim zostać Derek Freeman. Mógłby ale postanowił zaatakować w najbardziej
tchórzliwy sposób – po śmierci niedoszłego oponenta. Historię sporu Freemana z
intelektualnymi spadkobiercami Mead opisuje Paul Shankman w swojej książce „The
Trashing of Margaret Mead”[5].
Wprawdzie patrząc na listę publikacji na jego uniwersyteckiej stronie[6]
można odnieść wrażenie, że jest on lekko opętany sprawą (pięć z jedenastu
tytułów bezpośrednio nawiązuje do konfliktu Mead-Freeman) ale dla czytelnika to
akurat dobrze, znaczy to, ni mniej ni więcej, że tematowi przyjrzał się
porządnie.
W
największym skrócie: oficjalnie problem Freemana polegał na tym, że Margaret
Mead została wprowadzona w błąd przez badane przez siebie samoańskie
nastolatki. Z badań (opublikowanych w serii „Trzy studia”: „Dojrzewanie na
Samoa : [psychologiczne studium młodzieży w społeczeństwie pierwotnym napisane
na użytek cywilizacji zachodniej]” ; „Dorastanie na Nowej Gwinei : [studium
porównawcze wychowania w społeczeństwie pierwotnym]”; „Płeć i charakter w
trzech społecznościach pierwotnych”) wyszło, że na Samoa dorastanie to nie,
znana tzw. Zachodowi droga przez mękę ale czas beztroski i swobody seksualnej
(zanim ktoś oburzy się, że przecież „u nas jest tak samo” trzeba pamiętać, że
Mead publikowała w latach 20., które nie znały jeszcze MTV i ich niezbyt
porywających reality shows). Wniosek z tego taki, że skoro w różnych miejscach
świata ten sam etap życia wygląda inaczej ważne jest wychowanie i wpływ kultury
a nie jedynie uwarunkowania biologiczne. Jednak według Freemana Mead została
wprowadzona w błąd przez swoje informatorki, co przecież zdyskwalifikowałoby
całe badania. Tutaj dochodzimy do sedna sprawy, mianowicie do, będącego na
początku akapitu, słowa „oficjalnie”.
Paul
Shankman udowadnia bowiem, że prowadzona przez Freemana krucjata przeciwko Mead
podyktowana była nie naukową obiektywnością ale prywatną niechęcią, której
źródeł właściwie trudno dociec. I chociaż można mieć małe wątpliwości, co do
obiektywizmu samego Shankmana (np. przy drobiazgowych analizach mowy ciała
Freemana zamieszczonych przy opisie jego występu w programie telewizyjnym) to
jednak trzeba mu przyznać, że wykonał kawał dobrej, detektywistycznej roboty.
Zresztą sama książka zaczyna się morderstwem…
A.S.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz